- Skarbie mam dzisja kilka rzeczy do załatwienia, za chwile muszę wyjść- powiedział Mat
- Musisz? Nie możemy chociaż dzisiaj posiedzieć przez cały dzień razem?- zapytałam. Szczerze nie chciałam zostawać sama z tymi moimi myślami, to mnie wykończy.
- Cher wiesz że muszę iść ale dobra postaram się wrócić jak najszybciej i resztę dnia spędzimy razem. Wrócę jeszcze przed obiadam to możemy iść gdzieś zjeść.
- no dobra. W takim razie będę czekać- powiedziałam. Po czym Mat ubrał sie i wyszedł. I znowu jestem sama.
Było jeszcze wcześnie więc Alex jeszcze spał, a ja nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. I tak minął mi czas do południa, oglądałam jakiś film, bawiła się z Aleksem, byłam na zakupach itd. Właściwie nic ciekawego, zwykłe codzienne czynności. Było już ok 15 więc postanowiłam zadzwonić do Mata, aby się dowiedzieć kiedy wróci. Wybrałam numer ale jedyne co mogłam usłyszeć to automatyczna sekretarka. Dziwne. Ale pewnie nie ma zasięgu.
Dobra zaczynałam się już wkurzać. Dzwonię do Mata już prawie półtorej godziny, a dalej nikt nie odpowiada. Dupek. Mógł powiedzieć że nie chce spędzać ze mną dzisiaj czasu, to bym na niego nie czekała. Po około 15 min ktoś do mnie zadzwonił.
- Halo- odebrałam
- Witam, nazywam się John Parker i jestem lekarzem, pan Mat Jonson został do nas przywieziony....
- Boże, co sie stało? Wszystko z nim dobrze ?- zaczęłam zadawać pytania. Bałam sie, na prawdę zaczęłam sie o niego martwić.
- Przykro mi niestety nie moge udzielić pani takich informacji, jedyne co mogę powiedzieć to to że miał wypadek.
- Dobrze za chwile tam bede.
Droga do szpitala minęła mi błyskawicznie. Na szczęście nasza sąsiadka to miła starsza pani, która chętnie została z Aleksem, bo nie chciałam go brać do szpitala.
- Mat Jonson, został przywieziony po wypadku, co z nim- powiedziałam szybko gdy tylko wbieglam do środka.
- A pani jest kimś z rodziny?- zapytał pielęgniarka.
- tak, jestem... Narzeczoną- powiedziałam, widząc jej minę, myśl że nie do konca była pewna czy mowię prawdę.
- dobrze. A wiec pan Jonson jest właśnie operowany, więcej powie pani lekarz gdy skończy sie operacja.
- która to sala ?
- Korytarzem do końca i drzwi po prawej
Szerze nie potrafię wam powiedzieć ile już tu siedzę. Może godzinę, może dwie, a może więcej, przysięgam że nie wiem. Ale każda kolejna sekunda niewiedzy doprowadza mnie do szaleństwa. Na prawdę rozumiem dlaczego ludzie tak nienawidzą szpitali, nikt nic nie mówi, a każda minuta ciągnie się jak godzina. W końcu z sali wyszedł lekarz
- Panie doktorze co z nim? Znaczy Matem Jonsonem ?- wydusiłam na jednym tchu, przez łzy spływające po moje twarzy
- A pani jest kimś z rodziny?
- Tak- odpowiedziałam szybko i bez zastanowienia. Logiczne, gdybym powiedziała że nie, nic bym się nie dowiedziała
- A więc stan pacjenta jest ciężki, szanse na przeżycie są minimalne. Przykro mi
- Mogłabym do niego wejść- zapytałam z nadzieją
- Na razie nie, on potrzebuje teraz szczególnie spokoju- powiedział doktor i odszedł.
Słowa które zostały mi w głowie: szanse na przeżycie są minimalne. Minimalne to już coś. Wyjdzie z tego. Musi wyjść. W końcu nie takie rzeczy już sie mu przytrafiały.
Dalej siedziałam na ziemi pod szpitalną ścianą. Pielęgniarka już dwa razy próbowała mnie wyrzucić, ale jak widać nie poskutkowało. Było już na prawdę późno a ja dopiero teraz uświadomiłam sobie że zostawiła Aleksa z sąsiadką. Muszę go zabrać. Pewnie macie mnie teraz za kretynke, jak mogłam zapomnieć o własnym dziecko? Pewnie tego nie zrozumiecie ale wydaje mi się że jest we mnie teraz tyle emocji i teraz najważniejsze jest żeby on przeżył że nie myśle o niczym innym. Wyciągnęłam telefon i wybrałam numer Justina.
- Halo? - usłyszałam zachrypnięty głos po drugiej stronie. Cholera przeciez on mogl spać.
- Justin, przepraszam że tak późno dzwonię ale mógłbyś wziąć małego dzisiaj do siebie na noc?- zapytałam
- Jasne a coś się stało ? - odpowiedział, a jego głosie dało się wyczuć zaskoczenie.
- Nic on jest teraz u mojej sąsiadki a ja jestem w szpitalu...
- Cher co sie stało- przerwał mi i wykrzyczał do telefonu
- Ze mną wszystko w porządku, Mat miał wypadek- wyjaściłam
- Jasne za chwile po niego będę, a tobie coś przywieźć?- zapytał z troska
- Nie nic nie potrzebuje
Justin POV
Szczerze to przejąłem się kiedy Cher do mnie zadzwoniła, nie ważne że tu chodzi o tego jej Mata, martwię się o nią wiedząc że siedzi teraz pewnie gdzieś w szpitalu, wylewa litry łez i cierpi. Czym prędzej ubrałem się i pojechałem po Aleksa. Pani która go pilnowała powiedziała mi abym zawiuzł Cher coś do jedzenia. W końcu siedzi tam od kilku godzin, a wątpię że poszła coś zjeść. Pewnie nawet nie ruszyła się z miejsca.
Podjechalem pod szpitala i poszedłem zanieść Cher rzeczy.
- Przepraszam gdzie leży Mat Jonson- zapytałem
- sala 112- powiedziała zaspanym głosem recepcjonistka. Nie ma co świetnie pilnują kto tu wchodzi.
Dość szybko udało mi się znaleźć odpowiednią sale. Już z daleka mogłem zobaczyć skoloną postać siedzącą pod ścianą. Serce mi się łamało widząc ją w takim stanie. Nie chce żeby ona cierpiała.
- Cher - powiedziałem cicho gdy do niej podszedłem.
- Przyniosłem ci kilka rzeczy- dodałem
- Dziękuje- powiedziała zaspanym głosem i przetarła swoje zaspane oczy.
Jak na zawołanie coś się zaczęło dzisć. Pielęgniarki z lekarzem biegły do sali Mata. Cher zaczęła histerycznie płakać, a ja nie wiedziałem co mam zrobić. Po 10 min z sali wyszła pielęgniarka.
- Państwo są z rodziny?- zapytała
- Tak- odpowiedziałem wiedząc że Cher nie bedzie w stanie tego zrobić.
- Przykro mi....